Najdziwniejsze mistrzostwa Polski w maratonie – Radom 1972

Krajowe mistrzostwa w biegu maratońskim mają bardzo długą tradycję. W bieżącym roku podczas wspaniałego Poznań Maratonu odbędą się po raz 93 dla panów i 43 dla pań. Różnie bywało podczas maratońskich zmagań. Emocjonująco, na światowym poziomie, nieprzewidywalnie, ale i zwyczajnie słabo. Najbardziej niezrozumiałą odsłoną mistrzostw kraju, nie do końca przemyślaną i zupełnie wypaczoną przez szereg czynników była ta z 1972 roku w Radomiu.

Rok 1972 był niezwykle ważny dla lekkoatletów i sportowców w ogóle ze względu na igrzyska olimpijskie w Monachium. Jako, że maraton powoli zyskiwał na popularności wśród profesjonalnych długodystansowców, chrapkę na olimpijską kwalifikację miało kilku zawodników. Od momentu kiedy coś drgnęło, a sprawcą tegoż był Zdzisław Bogusz, który jako pierwszy Polak zszedł najpierw poniżej 2:30, później poniżej 2:20, maratończycy zaczęli być na dworze Królowej Sportu zauważani. Tym, który szczególnie upatrywał swoich szans na dalszą karierę był Edward Stawiarz.

Edward Stawiarz

„Podchodząc” do maratonu był już niezwykle doświadczonym i utytułowanym zawodnikiem. Dominatorem polskich dziesięciu tysięcy metrów, dystansu na którym trzykrotnie wygrywał mistrzostwa Polski (1966, 1968-69). W maratonie debiutował mając 30 lat. W prestiżowym i najstarszym w Europie biegu na tym dystansie wypadł nieźle, zajmując 20 miejsce z wynikiem 2:25:22. Już kilka miesięcy później został w Dębnie mistrzem Polski w 2:21:09. A było to w roku przedolimpijskim, zatem szanse na paszport olimpijski do Monachium rosły.

W kwietniu 1972 roku rozprawił się w końcu z barierą dwóch godzin i dwudziestu minut. Uczynił to w Chemnitz (ówczesne Karl Marx Stadt) zajmując 9 miejsce z czasem 2:19:01. 54 sekundy za jego plecami finiszował kolejny z aspirujących do wyjazdu na igrzyska, Jan Wawrzuta który rok wcześniej ustalił rekord Polski na 2:18:01. Niemal 2 miesiące później Stawiarz wygrał maraton w Dębnie w 2:18:35 wyprzedzając Wawrzutę zaledwie o 13 sekund. Zatem byli w doskonałej formie. Co ciekawe, dębnowski maraton nie miał akurat w tym roku rangi mistrzostw Polski. Mimo stabilnej i wysokiej jak na tamten czas formy Stawiarza i Wawrzuty, dostali oni dyspozycję, aby jeszcze raz swój poziom potwierdzić maratonem podczas zorganizowanych 4 tygodnie później mistrzostw Polski w Radomiu… Trzeci maraton przed decydującą, olimpijską próbą był pomysłem absurdalnym. A może przemyślanym? Data 22 lipca w rzeczywistości minionego systemu nie wydaje się przypadkowa. No, ale jeżeli zawodnikowi stawia się wymagania, zawodnik robi wszystko, aby z nich się wywiązać. Oto jak czasopismo „Lekkoatletyka” 9/179 z 1972 roku wspomina tamten bieg:

„Tegoroczne mistrzostwa Polski w maratonie odbyły się 22 lipca w Radomiu. Rangę imprezy potęgował fakt, że jej wyniki miały odpowiedzieć na pytanie, czy Polacy wystąpią w tej konkurencji w Monachium. Jeśli tak wiele zależało od mistrzowskiego pojedynku, należało dołożyć wszelkich starań, alby zawodnicy spotkali się z możliwie najlepszymi warunkami na miejscu. Tymczasem tak się nie stało. Start do biegu nastąpił w późnych godzinach wieczornych (19:30). Trasę dobrano bardzo nieszczęśliwie. Składała się ona z pętli o długości 5.5km i prowadziła ulicami miasta. Zawodnikom przyszło biec na odcinkach pokrytych „kocimi łbami”, czasem w zupełnych ciemnościach, a co najważniejsze mieli do sforsowania niebagatelne wzniesienie, z którym zmagali się siedmiokrotnie. Nic też dziwnego, że mistrzostwa nie przypominały w niczym próby olimpijskiej”. Osiągnięte czasy nie odzwierciedlają możliwości naszych maratończyków. W efekcie radomskie mistrzostwa zaciemniły tylko sytuację. A oto wyniki:

1. E. Stawiarz (Wawel) 2:27:54

2. K. Podolak (Gwardia Ol.) 2:29:06

3. J. Wawrzuta (Śląsk Wr.) 2:33:35

4. J. Koczy (Naprzód Ryd.) 2:33:42

5. J. Wąsowski (RKS Ursus) 2:34:00

6. K. Orzeł (Górnik Jaw.) 2:35:01

7. E. Czechowski (LZS Z.Góra) 2:36:35

8. M. Woźniczka (Cracovia) 2:39:30

9. A. Świątek (Górnik Z.) 2:40:11

10. S. Fierke (Flota Gd.) 2:41.:30

Z 44 uczestników biegu nie ukończyło 13. W            śród nich znaleźli się m.in. Michał Wójcik ze Śląska Wrocław, Tadeusz Rojewski z Legii Warszawa, Edward Łęgowski z Legii i Mieczysław Korzec z Górnika Brzeszcze.”

Edward Stawiarz, 6-krotny mistrz Polski (3x na 10000m, 3x w maratonie)

Czasopismo „Lekkoatletyka” z tamtych lat zadziwia swoją szczerością, bezkompromisowością i zupełnym nicnierobieniem sobie z ewentualnego narażenia się włodarzom nie tylko związkowym. Na XX Letnie Igrzyska Olimpijskie pojechał do Monachium tylko Edward Stawiarz. To nie mogło się udać. 1.5 miesiąca po nieszczęsnym maratonie w Radomiu wystarczyło na 2:28:12. A szanse na pierwszą dziesiątkę były realne, bo zamykała się ona na wyniku 2:18:36. Niestety nie pierwszy i nie ostatni raz ktoś idiotyczną decyzją odarł zawodnika z marzeń i narzędzi, które predysponowały go do znacznie lepszego występu niż ten który zanotował. Tak czy inaczej Edward Stawiarz nie poddał się, ukończył bieg i wciąż nieźle prezentował się jeszcze w dwóch kolejnych sezonach. Jeszcze w wieku 34 lat uzyskał w Koszycach 2:18:58. Po karierze był świetnym trenerem. Dla mnie osobiście jest ojcem polskich spikerów, bo jako pierwszy chwycił mikrofon i podczas biegów ulicznych przez dziesięciolecia zapewniał najwyższy poziom komentarza sportowego.

W 2009 Przeprowadziłem z Edwardem Stawiarzem długi wywiad i na jego łamach dzielił się odczuciami związanymi z bieganiem maratonu na początku lat 70:

„U mnie jeszcze dochodziła zmiana techniki biegu, którą zmieniałem 3-krotnie. Inaczej się biega na żużlu, inaczej na tartanie, inaczej na asfalcie. Należy pamiętać, że był wtedy jeden maraton w Polsce – Dębno. Podczas jednego z nich mijałem półmetek w 1:05:45. Po połówce widząc, że za mną nie ma nikogo nie było motywacji żeby ciągnąć na lepszy wynik. Poza tym odżywianie na trasie, nie było punktów odżywiania takich jak teraz, przygotowywało się herbatę lub kawę, do której wsypywało się sproszkowaną witaminę C i to było całe odżywianie. Start był o 15tej, jak przygrzało słońce, na tych wzgórzach piaszczystych i pośród łąk to nie było takie proste. Ja jestem przekonany, że z tych wyników, które miałem na piątkę i dziesiątkę mógłbym osiągać takie wyniki jakie uzyskiwali później moi wychowankowie. A miałem chłopaków którzy biegali w okolicach 2:12”

Kto komentował maraton w Radomiu 51 lat temu nie wiem. Ale były to zdecydowanie najdziwniejsze mistrzostwa Polski w maratonie.

Łukasz Panfil

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Languages »